Ten pamiętny trzeci dzień zmienił wszystko…
“Trzeciego dnia wstał Zbawiciel,
Wstał z martwych nasz Odkupiciel…”
Ten pamiętny trzeci dzień zmienił wszystko. Zamienił bezsens w głęboką wiarę, rozpacz w nadzieję a nienawiść w miłość. Chrystus zmartwychwstał, On prawdziwie zmartwychwstał. W naszym życiu naznaczonym niejednym krzyżem i trudem, w obliczu lęku o przyszłość, jedynym prawdziwym i niezawodnym źródłem wewnętrznego pokoju i radości jest sam Jezus, który wpisał nasze niedole i cierpienie w swoją mękę i śmierć, by po trzech dniach przemienić to w nowe stworzenie, nowe i prawdziwe życie. Jak pisał św. Jan Paweł II: „Źródłem prawdziwej i odwiecznej nowości rzeczy w każdym czasie jest nieskończona moc Boża, która mówi: «Oto czynię wszystko nowe» (Ap 21, 5). […] nowość, której pełni oczekujemy w chwili powrotu Pana, obecna jest w świecie od stworzenia, a zwłaszcza odkąd Bóg stał się człowiekiem w Jezusie Chrystusie i z Nim, i przez Niego dokonał nowego stworzenia” (2 Kor 5, 17; Ga 6, 15)” .
Tanga powstała, aby wraz ze Zmartwychwstałym Chrystusem dokonywać nowego stworzenia, szczególnie dla naszych podopiecznych o nietypowym, bo białym, dla Afryki kolorze skóry, dla osób z albinizmem w Tanzanii, które doświadczają ogromu cierpienia po-przez odrzucenie, stygmatyzację, wykluczenie społeczne i ekonomiczne, a nawet stając się celem ataków zagrażających ich zdrowiu i życiu.
W ten świąteczny czas wielkanocny chcielibyśmy podzielić się historią jednej kobiety, której życie wpisało się w cierpienie, pasję a teraz wierzymy, że już w chwałę Chrystusa Zmartwychwstałego. Wande Mbiti to 38 letnia kobieta z albinizmem i matka jednej z naszych podopiecznych – Ewy. Zanim poznaliśmy Wande spotkaliśmy Ewę, która od roku przebywała w specjalnym ośrodku dla osób z albinizmem w Buhangija. Przywiozła ją tam opieka społeczna. Ewa miała wtedy 10 lat i dopiero w tym ośrodku rozpoczęła naukę w szkole podstawowej. Wcześniej musiała żebrać na ulicach Shinyangi i okolic, by zapewnić przeżycie całej rodzinie. Podczas jednej z takich wypraw, pracownicy socjalni zainteresowali się nią i przywieźli do wspomnianego Centrum. I tak nasze drogi się spotkały. Ośrodek Buhangija ma dla nas wyjątkowe znaczenie, to stamtąd pochodzi większość naszych dzieci. Dlatego też dorocznie organizujemy dla nich swoisty „dzień dziecka”. Przyjeżdżamy wtedy z cukierkami, soczkami, ciastkami, balonami, organizujemy gry i zabawy, a na koniec obfity, smaczny obiad, taki „do syta” (co ważne – z potrawą mięsną, którą zwykle jedzą tylko na Boże Narodzenie, Wielkanoc czy uroczystość zakończenia szkoły). Jest to też dla nas okazja, aby zapytać dyrekcji ośrodka, nauczycieli i opiekunów, które dzieci najbardziej potrzebują pomocy. Dwa lata temu pierwszą osobą, którą natychmiast zaproponowali była właśnie Ewa. Po zakończeniu roku szkolnego zaprosiliśmy Ewę do nas, do Tangi. Trzeba było ją jednak najpierw odnaleźć, w dosłownym tego słowa znaczeniu, gdyż poje-chała już do mamy, a ta nie posiadała nawet najprostszego telefonu. Z pomocą naszych podopiecznych, którzy znali okolicę, jak również pytając lokalnych mieszkańców, odnaleźliśmy Ewę i jej mamę Wande w jednej z wiosek nieopodal Shinyangi. Zabraliśmy je z drogi, którą akurat szły i pojechaliśmy do ich domu. Przed małym glinianym domkiem, pokrytym zardzewiałą blachą, na drewnianym krzesełku siedziała starsza i schorowana kobieta, babcia Ewy. Gdy zobaczyła gości, natychmiast podała nam kawałek belki, aby jedno z nas na niej usiadło, po czym odstąpiła jedyne drewniane krzesełko, dla drugiej osoby, sama natomiast usiadła na ziemi. Wande nie miała okazji pójść do szkoły, nie umiała czytać i pisać, żyła bardzo skromnie z tego co udało jej się wraz z córką wyżebrać na ulicy. Powierzając swoje dziecko naszej opiece, z trudem udało się pozyskać jej podpis na specjalnym oświadczeniu. Tego dnia Ewa pojechała z nami do Tangi, a Wande z drugą córką Martą (czarnoskórą) oraz swoją mamą pozostały u siebie. Zostawiliśmy mamie Ewy prosty telefon, aby mogła komunikować się z córką oraz z nami. To też jedna z głównych zasad Tangi, staramy się, aby dzieci miały jak najwięcej kontaktu z rodzicami. W ubiegłym roku odwiedziliśmy mamę i babcię większą grupą, a to przy okazji kolejnego „dnia dziecka” w ośrodku Buhangija. Wtedy zauważyliśmy, że Wande ma pewną narośl na nosie, co dla osób z albinizmem może być bardzo niebezpieczne. Zaczęliśmy szukać drogi, aby zorganizować badanie, a potem ewentualne leczenie. Udało się umówić konsultacje i badania w szpitalu Bugango w Mwanzie, który jest szpitalem uniwersyteckim i referencyjnym na cały Region Północno-Zachodniej Tanzanii. Biopsja wykazała nowotwór, a ponieważ narośl była bardzo blisko oka lekarze zdecydowali się najpierw na chemoterapię, którą rozpoczęliśmy bardzo szybko i już w lutym tego roku Wande otrzymała pierwszą dawkę leku. Po tygodniu spędzonym u nas bardzo chciała wrócić do domu.
Miała przyjechać ponownie po trzech tygodniach na kolejną dawkę. Trzeciego marca, w niedzielę rano, otrzymaliśmy telefon od sąsiadki, zaniepokojonej o Wande, gdyż nie widziała jej od kilku dni. Następnie dostaliśmy kolejny telefon, tym razem z ośrodka w Buhangija, z bardzo smutną wiadomością, że mamę Ewy znaleziono martwą od kilku dni w jej małym, glinianym domku, które-go drzwi zamknięto na kłódkę od zewnątrz, co wskazuje na udział osób trzecich. Nazajutrz po otrzymaniu tej wiadomości udaliśmy się z jej córką oraz kilkoma innymi podopiecznymi na miejsce zdarzenia. Nie zdążyliśmy na pogrzeb, gdyż ciało zostało jak naj-szybciej pogrzebane. Spotkaliśmy przedstawicieli najwyższych władz lokalnych, policji, wojska, służby więziennej. Nadal prowadzone jest śledztwo wyjaśniające okoliczności śmierci Wande. Pomodliliśmy się nad jej prostym grobem wykopanym tuż obok jej domu, prosząc Zmartwychwstałego Chrystusa o przyjęcie jej do swojej chwały. Wande żyła z dnia na dzień, w totalnym ubóstwie, zależności od innych, nie mając prawie nic. Zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach, pochowana pospiesznie w nocy, gdyż nie można było czekać już na godny pochówek. Czy zmarła dlatego, że była osobą z albinizmem, tego na razie nie wiemy. Wierzymy, że świętuje teraz pełnię życia i radości w Królestwie Niebieskim wraz z Zmartwychwstałym, gdzie nie ma różnicy na wiek, kolor skóry, wyznanie czy posiadany majątek. Pozostały dzieci: Ewa i Marta, jej córki. Martą zaopiekowała się siostra Wande, gdzie zamieszkała też babcia dziewczynek. Ewa wróciła z nami do Mwanzy, do Tangi, praktycznie do jej jedynego teraz domu. Na pewno Wande będzie się bardzo cieszyć z nieba, jeżeli Ewa zdobędzie dobre wykształcenie, przygotuje się do godnego życia w do-rosłości i spełni nie tylko swoje marzenia, ale i te, które jej mama nie miała okazji spełnić tu na ziemi. A my, wraz z wszystkimi naszymi przyjaciółmi i dobroczyńcami mamy zadanie dopilnować, aby tak się stało.
Na Golgocie wydawało się, że wszystko skończone, że nadzieja umarła, że pozo-stała tylko wieczna noc i rozpacz. Taką też może wydawać się historia Wande, Ewy i być może wielu z nas, na których spadają najcięższe krzyże w życiu. A jednak każdy krzyż prowadzi do poranka wielkanocnego, prowadzi do największego cudu – do nowego stworzenia. Niech ta moc chrystusowego zmartwychwstania umocni wiarę w obliczu niewiadomego, da niezłomną nadzieję nawet w najcięższych chwilach i zaowocuje prawdziwą miłością, która wszystko zwycięża i wszystko przetrzyma.
Wesołego Alleluja życzy Rodzina Tangi